Ekwador
Grudzień 2011
Jesteśmy gotowi na długą podróż przez Chile. Jednak ze względu na trwające intensywne erupcje wulkanu Puyehue, którego okolice wyznaczają naszą trasę, decydujemy się odłożyć wyjazd na inny termin. Spontanicznie, niejako „w zastępstwie“, postanawiamy wybrać się do Ekwadoru. Pozostało nam niewiele czasu na zgromadzenie szczegółowych informacji o tym niewielkim, andyjskim kraju, dlatego wyruszamy trochę „w ciemno“. Jedno jest pewne – pod względem geografii, topografii, klimatu oraz różnorodności etnicznej, Ekwador należy do najbardziej zróżnicowanych krajów na naszej planecie.
San Francisco de Quito, będące najwyżej położoną stolicą na świecie, leży na wysokości 2 850 metrów nad poziomem morza. Nazwa miasta sięga roku 1533 i pochodzi od plemienia Kwitu, zamieszkującego te tereny. Niestety, podczas naszej wizyty pogoda jest deszczowa, co ogranicza możliwość pełnego korzystania z uroków zwiedzania. W związku z tym ograniczamy aktywności do niezbędnego minimum.
W podróży towarzyszą nam Eddy i jego rodzina. Eddy jest naszym przewodnikiem, jego żona Chari pełni rolę kierowcy, a dzieci – starsza Luisa i młodszy Fernando – mają właśnie świąteczne ferie i korzystają z okazji, aby poznawać ciekawe zakątki swojej ojczyzny.
Kościół i klasztor de San Francisco z 1604 roku
Część klasztoru de San Francisco jest udostępniona dla zwiedzających. Na dziedzińcu znajduje się schludny park, a właściwie ogród, utrzymany głównie w stylu francuskim, ale wzbogacony o większe drzewa i krzewy. Deszcz przestał padać i z zainteresowaniem obserwuję egzotyczne ptaki baraszkujące wśród bujnej roślinności.
Nimfa…
… oraz Amazonka żółtogłowa na klasztornym dziedzińcu
Otavalo to główne miasto regionu zamieszkiwanego przez Indian Keczua, nazywanych Otavalos. Indianie regularnie spotykają się na wielkim targu, który stał się prawdziwą atrakcją turystyczną Ekwadoru. Wielu mężczyzn nosi szerokie, przykrótkie białe spodnie oraz tradycyjne białe sandały, a ich długie włosy splecione są z tyłu w cienki warkoczyk. Kobiety mają podobny styl obuwia, jednak w kolorze czarnym.
Większość kobiet Otavalos ubiera się tradycyjnie
Dla wypełnienia wolnego czasu, niektóre wyroby ręczne wykonywane są na miejscu
Wielu mężczyzn nosi długie włosy splecione z tyłu w cienki warkoczyk
Na północ od stolicy Ekwadoru znajduje się słynny pomnik Środka Świata (Mitad del Mundo). Linia oznaczona na placu została wytyczona w 1736 roku przez Charles'a Marie de La Condamine'a z francuskiej ekspedycji naukowej, która miała na celu wyznaczenie równika. W rzeczywistości oddalona jest od niego o około 240 metrów na południe. Mimo to miejsce stało się jedną z największych atrakcji kraju i przyciąga rzesze turystów. Zdjęcia Mitad del Mundo można obecnie znaleźć niemal w każdym przewodniku oraz na licznych kartkach pocztowych. Oprócz okazałego pomnika utworzono tam również niewielkie muzeum oraz ożywione centrum turystyczno–handlowe.
Na terenie Mitad del Mundo można spróbować andyjskiego przysmaku „Cuy“, czyli świnkę morską z rożna
Mitad del Mundo (Środek Świata) to monument, którego każda ze stron wskazuje odpowiednią stronę świata, zwieńczony pięciotonową kulą o średnicy 4,5 metra. W budowli mieści się małe muzeum poświęcone kulturze Ekwadoru.
Mitad del Mundo
Zakładając, że linia zostałaby wytyczona dokładnie, to stałbym jedną nóżką na południowej, a drugą na północnej półkuli
Pomnikiem rzeczywiście usytuowanym na równiku jest Quitsato Sundial. Jest skromniejszy i odwiedza go zdecydowanie mniej turystów. Ze względu na deszczową pogodę dziś na miejscu jest tylko kilka osób.
Quitsato składa się z dużego zegara słonecznego o średnicy 54 metrów, z metalową kolumną ustawioną w centrum. To właśnie ta kolumna (gnomon) znajduje się dokładnie na równiku. Wokół niej zbudowano dużą okrągłą platformę, pokrytą ciemnymi i jasnymi kamieniami ułożonymi w szereg linii, co pomaga w określaniu czasu i pory roku na podstawie cienia rzucanego przez kolumnę na platformę.
Słowo „Quitsato“ pochodzi z języka rdzennych mieszkańców tego regionu, plemienia Tsáchilas, i oznacza „Quitsa“ – środek oraz „to“ – świata. W tym miejscu odkryto ślady prastarego indiańskiego obserwatorium astronomicznego, w którym poprzez obserwację słońca, Indianie wytyczyli linię równika już ponad 1000 lat temu.
Kościół katolicki dopiero w 1992 roku oficjalnie uznał za prawdziwe twierdzenie Galileo Galilei z 1633 roku, że Ziemia jest kulą i krąży wokół słońca. Na kontynencie południowoamerykańskim wiedziano o tym już co najmniej 600 lat wcześniej! Ta gorzka prawda z pewnością w najbliższym czasie nie zyska uznania w Watykanie.
Rezerwat Przyrody Maquipucuna znajduje się w górzystym obszarze porośniętym lasem mglistym. Faktycznie, wilgotność w tym miejscu jest zdumiewająca. Wszędzie panuje wilgoć – od mebli i ścian, przez sprzęt, aż po pościel w łóżkach.
Maquipucuna Reserve & Ecolodge
Las mglisty w rezerwacie przyrody Maqupucuna
Całymi godzinami obserwuję najmniejsze ptaszki świata – kolibry – które latają z prędkością do 120 kilometrów na godzinę. Jak „odrzutowe motyle“ przylatują, zwabione przez karmniki ze słodką wodą zawieszone specjalnie dla nich.
Hiszpańska nazwa Kolibra brzmi Picaflor, co w wolnym tłumaczeniu oznacza mniej więcej „nakłuwacz kwiatów“ – jest to doskonale dobrana nazwa.
Widłogonek modrobrzuchy
Kolibry mają bardzo szybki metabolizm. Niektóre gatunki muszą w ciągu doby zjeść pokarm przewyższający dwukrotnie masę ich ciała.
Amorek zielony
Serce tych maluszków bije średnio 500 do 600 razy na minutę, a maksymalnie dochodzi do 1 260 uderzeń na minutę. Niektóre gatunki zwalniają w nocy swój metabolizm i popadają w rodzaj odrętwienia, co pozwala im przetrwać noc bez pożywienia. W tym czasie ich serce bije od 50 do 180 razy na minutę.
Tempo uderzeń skrzydełkami zależy od wielkości ptaka (im większy tym wolniej) i wynosi od 10 do 90 uderzeń na sekundę.
Cała Kordyliera Andyjska jest częścią tzw. Pacyficznego Pierścienia Ognia. W Ekwadorze zidentyfikowano łącznie 55 wulkanów, z czego 18 sklasyfikowano jako aktywne. Najpopularniejszym z nich jest Cotopaxi, który osiąga wysokość 5 897 metrów nad poziomem morza. Jest to drugi najwyższy szczyt w Ekwadorze oraz jeden z najwyższych aktywnych wulkanów na świecie. Pomimo swojej aktywności, Cotopaxi jest jednym z najczęściej odwiedzanych wierzchołków zarówno w kraju, jak i w całej Ameryce Południowej.
Hacjenda el Provenir, położona nieopodal wjazdu do Parku Narodowego Cotopaxi
Stratowulkan Cotopaxi charakteryzuje się niemal idealnym, stożkowatym kształtem. Granica wiecznego śniegu znajduje się na wysokości około 4 750 metrów nad poziomem morza. Zbocze nie jest szczególnie strome, a szlak, pokryty głównie wulkanicznym żużlem i popiołem, nie sprawia większych trudności. Największym wyzwaniem podczas wspinaczki okazują się zmienne warunki atmosferyczne. Gdy wyruszamy, świeci słońce, choć jest chłodno i dość wietrznie. W miarę wędrówki wiatr się wzmacnia, momentami staje się porywisty. Już po krótkim czasie wchodzimy w chmury otaczające górę, co powoduje, że robi się nieprzyjemnie zimno. Zaczyna padać marznący deszcz, który w połączeniu z silnym wiatrem zdaje się rozcinać skórę na twarzy. Dodatkowo, na tak dużej wysokości coraz trudniej jest oddychać. Mimo to, dzielnie kroczymy jednostajnym, powolnym rytmem ku schronisku usytuowanemu przy granicy wiecznego śniegu.
Cotopaxi – najczęściej ukryty w chmurach
Wilk Andyjski
Moi „niepluszowi“ docierają właśnie do schroniska
Powietrze na tej wysokości jest rzadkie. Każdy jeden oddech i każdy jeden krok jest trochę trudniejszy
Krótka przerwa w ciepłym pomieszczeniu schroniska, a przede wszystkim kubek gorącej czekolady, działają jak cudowny lek – prawdziwe panaceum dla włóczykijów. Odświeżeni i pełni zapału ruszamy dalej, zamierzając osiągnąć magiczną wysokość 5 000 metrów nad poziomem morza.
Już po kilkunastu minutach marszu pogoda ulega znacznemu pogorszeniu. Porywisty wiatr wieje teraz bez ustanku, tworząc śnieżną zawieruchę. Od schroniska w górę idziemy przez strefę wiecznego śniegu. Kiedy widoczność staje się coraz gorsza i wielokrotnie ślizgamy się na oblodzonych skałach, Eddy decyduje się przerwać „ekspedycję“. Nasze przedsięwzięcie staje się zbyt ryzykowne.
Okazuje się, że trudne warunki panują jedynie w górnej części wulkanu, ponieważ schodząc powoli w dół, wiatr się uspokaja, chmury stają się coraz rzadsze i nieśmiało przyświeca słońce. U podnóża wulkanu, wśród kęp suchej andyjskiej trawy, rozkładamy koce i organizujemy piknik.
W oddali widać kolejne wulkany: aktywny Rumiñahui 4 721 metrów nad poziomem morza…
…oraz wygasły Sincholagua, 4 899 metrów nad poziomem morza
Niektóre głazy, osiągające wymiary jednorodzinnego domu, zostały wystrzelone podczas erupcji Cotopaxi na odległość wielu dziesiątek kilometrów
Trasa zwana „Aleja Wulkanów“ otrzymała swoją nazwę po wyprawie Aleksandra von Humboldt'a w 1802 roku. W jej pobliżu znajduje się ponad 30 wulkanów, z których około sześć uważanych jest za aktywne.
Quilotoa to nazwa najbardziej wysuniętego na zachód wulkanu w ekwadorskich Andach, a zarazem określenie kaldery oraz jeziora znajdującego się na jej dnie. Laguna de Quilotoa ma średnicę trzech kilometrów i głębokość sięgającą 250 metrów. Dzięki zawartym w niej minerałom woda ma piękny lazurowo – szmaragdowy kolor.
Mieszkańcy małej osady położonej przy krawędzi kaldery, noszącej tę samą nazwę – Quilotoa, żyją w ubóstwie, a ich byt w głównej mierze zależy od turystyki. W planach mamy nie tylko zejście do kaldery, ale również wizytę w lokalnej szkole. Zanim jednak wyruszymy na wędrówkę, Eddy zapowiada nas u jednej z miejscowych rodzin, która zgodziła się przygotować dla nas obiad.
„Pralnia“ w osadzie
Sklepik z pieczywem
Wizyta w lokalnej szkole
Prawie wszystkie dzieciaki mają odmrożone policzki i dłonie
Quilotoa leży na wysokości 3 914 metrów nad poziomem morza. W nocy i rano temperatury spadają poniżej zera
Obiad jest wspaniały. Nasi gospodarze przygotowali zupę ziemniaczaną oraz baraninę i świnki morskie z rożna podane z ziemniakami. Ziemniaki w całej Ameryce Południowej są wyśmienite, ale tutaj smakują nam zdecydowanie najbardziej. Są tak wyborne, że można je jeść zupełnie same, bez mięsa czy innych dodatków.
Pomimo słonecznej pogody, na krawędzi kaldery jest chłodno i wieje silny wiatr
Laguna de Quilotoa
Droga do wiecznie zielonej części Ekwadoru, czyli dorzecza Amazonki, jest bardzo długa, dlatego dzielimy ją na trzy etapy. Pierwszy odcinek prowadzi do niewielkiej miejscowości Baños, położonej u podnóża bardzo aktywnego wulkanu Tungurahua. Jego ostatnia erupcja miała miejsce zaledwie kilka dni temu i nadal wydobywają się z niego popioły oraz kłęby dymu. Dzięki naturalnej barierze górskiej miasteczko jest jednak chronione przed bezpośrednimi skutkami wybuchów.
Rynek w Baños
Kolejny etap przebiega w dużej części wzdłuż rzeki Pastaza, która jest dopływem rzeki Río Marañón. Ta z kolei, po połączeniu z Ukajali, przybiera nazwę Amazonki.
Rio Pastaza
Podczas jednego z postojów nad brzegiem rzeki wzbudzamy duże zainteresowanie wśród miejscowych kociąt. Kocięta są prawie identyczne, różniąc się jedynie kolorem oczu. Jedno ma niebieskie oczy, a drugie żółte. Oba są urocze i od razu się zaprzyjaźniamy.
Nasze odwiedziny wzbudzają zainteresowanie młodego, kociego rodzeństwa
Razem z „niebieskookim“
Pensjonat w Puyo znajduje się na obrzeżach miasteczka, w lesie, i jest otoczony bujnym, tropikalnym ogrodem. Wokół latają papugi, które przyzwyczaiły się do obecności ludzi. Podpowiadam mAT'owi, aby spróbował zwabić je „na jabłuszko“ i sfotografować z bliska. Pomysł okazuje się pierwszorzędny.
Ara żółtoskrzydła, zwana też Arą czerwoną
Ara kasztanowoczelna
W przystani nad rzeką Napo czeka na nas Roberto, młody Indianin urodzony w tym regionie, który przez kolejne cztery dni będzie pełnił funkcję przewodnika, przejmując obowiązki od Eddy'ego. Przesiadamy się do łodzi motorowej i wyruszamy w głąb dżungli.
Rzeka Napo jest dopływem Amazonki
Podłoże w lesie deszczowym przypomina jedno wielkie błoto – jest mokre i śliskie. Z tego powodu moi „niepluszowi“ zawsze zakładają na wycieczki do dżungli wysokie gumowe buty, które chronią także przed jadowitymi stworzeniami. Każdy krok w lesie deszczowym niesie ze sobą potencjalne niebezpieczeństwo, jednak na szczęście Roberto dostrzega i słyszy to, na co nie reagują nasze odwykłe od natury zmysły. Po powrocie obłocone buty są dokładnie myte, wkładane jeden w drugi i ustawiane przed chatą. Wejścia do butów muszą pozostać zamknięte, aby nie stwarzały schronienia dla niebezpiecznych stworzeń. Dla pewności, każdego ranka odbywa się rytualne wytrzepywanie butów przed ich założeniem.
Prawdziwymi władcami dżungli są mrówki, z których niektóre wykazują się niezwykłą agresywnością, a ich użądlenie może powodować wyjątkowo silny ból. Roberto prezentuje nam imponującą mrówkę Paraponera clavata, mierzącą około 2,5 centymetra, znaną również jako hormiga bala (mrówka pociskowa) lub regionalnie jako hormiga veinticuatro (mrówka 24-godzinna). Ból wywołany jej użądleniem jest wyjątkowo intensywny i porównywany do bólu odczuwanego po postrzale z broni palnej, mogącego trwać od kilku do nawet dwudziestu czterech godzin. Charakterystycznie dla dużych mrówek drapieżnych, posiada ona doskonale rozwinięte i niezwykle umięśnione żuwaczki, które służą jej do chwytania oraz rozdrabniania pokarmu.
Mrówka pociskowa
Wąż Ślimaczarz Catesbyego. Zupełnie niegroźny, osiąga długość około 70 centymetrów. Jego pożywieniem są ślimaki.
Xenoxybelis argenteus. Nie jestem pewien, jaka jest poprawna polska nazwa tego węża. Prawdopodobnie „pasiasty wąż winorośli“. Jadowity, ale dla dorosłego człowieka niegroźny
Ptasznik, często niepoprawnie zwany tarantulą
Drzewołazowate, znane w języku angielskim jako „poison dart frog“ (żaby trujące strzały), zawdzięczają swoją nazwę gruczołom skórnym, które wydzielają toksyczne substancje. Indianie wykorzystują te toksyny do zatruwania strzałek do dmuchawek. Dzięki tej toksycznej wydzielinie żaby mogą poruszać się w pobliżu drapieżników nawet w ciągu dnia bez większych problemów. Toksyny żab prowadzą do skurczów mięśni i bezdechu. W skrajnych przypadkach kontakt z najbardziej trującymi przedstawicielami tej rodziny może zakończyć się śmiercią w ciągu zaledwie 20 minut.
Drzewołaz
Roberto „ogłusza“ jedną małą żabkę, silnie potrząsając nią pomiędzy dłońmi. Dowiadujemy się, że gdyby miał otwartą ranę na dłoni, ten „zabieg“ mógłby okazać się dla niego śmiertelny. Tymczasem żabka wydaje się przez chwilę martwa.
Drzewołaz „ogłuszony“ na krótką chwile przez Roberto.
Niegroźna zielona żabka z rodziny Rzekotek.
Wałęsak brazylijski jest bardzo agresywny i silnie jadowity. W 2007 roku wałęsaki brazylijskie zostały zapisane w Księdze Rekordów Guinnessa jako najbardziej jadowite pająki na świecie. Uważane są za przyczynę najczęstszych wypadków śmiertelnych związanych z ukąszeniami przez pająki.
Wałęsak brazylijski
Aby nawiązać autentyczną więź z otaczającą nas naturą, konieczne jest przejście rytuału duchowego oczyszczenia. W tym celu Roberto prowadzi nas do lokalnego szamana, uzdrowiciela i duchowego przewodnika o imieniu Acebedo.
W ogrodzie spostrzegam drzewa kakaowe. Pnie tych niewielkich drzew ozdobione są podłużnymi, bordowymi owocami. Wewnątrz każdej jagody znajduje się od 20 do 60 różowo–białych nasion (ziaren kakaowych), które dopiero po zetknięciu z powietrzem nabierają charakterystycznej, kakaowej barwy.
Owoce Kakaowca
Szaman Acebedo i Roberto
Do rytuału duchowego oczyszczenia Acebedo używa liści, dymu z cygara i czarodziejskich zaklęć
mAT prosi Roberto, aby zapytał o naturalny środek na przeziębienie, które właśnie mu dokucza. Acebedo przygotowuje świeży imbir oraz kawałek liścia tytoniu i poucza Roberto, jak należy te składniki zmieszać, aby otrzymać lekarstwo. Jednak mAT ma poważne obawy, ponieważ spożycie tytoniu to trucizna. Roberto z kolei zapewnia, że szaman wie, co robi, i tego samego wieczoru przygotowuje napój, który podaje mAT'owi do wypicia. Taką miksturę pije przez dwa dni, a trzeciego czuje się już lepiej — zapewne z powodu obaw przed trującymi właściwościami tytoniu. 😉
Szaman Acebedo
Acebedo mieszka wraz z rodziną w typowej chacie na palach
Na pierwszy rzut oka amazońska dżungla wydaje się być gęstym kłębowiskiem zielono–brązowych barw. Jednak gdy przyglądam się jej z bliska, szybko dostrzegam, że kryje w sobie zdecydowanie więcej kolorów. Tropikalny las potrafi być niezwykle barwny. Wszędzie tam, gdzie dociera nieco więcej promieni słonecznych, napotykam kwiaty. Ale to nie wszystko – owady, ptaki, gady, płazy oraz niektóre ssaki również obdarzone są przez matkę naturę w różnokolorowe szaty. To zielono–brązowe kłębowisko tętni życiem i jest pełne małych, mocno kontrastujących akcentów.
Kwiat Imbirowca
Etlingera wyniosła z rodziny imbirowatych
Różnorodność orchidei w Ekwadorze jest oszałamiająca. Jak twierdzą botanicy, w kraju tym występuje ponad 20 000 gatunków roślin, w tym około 3 000 gatunków orchidei.
Sobralia
Katleja
Obok Yachana Lodge znajduje się wioska, w której niemal wszyscy mieszkańcy są pracownikami tego pensjonatu. Trudnią się uprawą niewielkich ogródków z warzywami, dbają o porządek, gotują posiłki oraz zajmują się praniem… wszystkim, co jest potrzebne do utrzymania schroniska w należytym porządku.
Te dwie dziewczynki próbują mnie przywłaszczyć. Na szczęście moi „niepluszowi“ przekupują je słodyczami
Dziewczynka z Hibiscusem
Gospodarstwo Domingo i Mercedes usytuowane jest w tradycyjnych zabudowaniach na palach. Jako pierwszy wita nas niezwykle przyjazny pies i podczas gdy my oddajemy się psim rytuałom powitalnym, Roberto z tajemniczym uśmiechem podchodzi do gospodyni i wręcza jej paczuszkę owiniętą liściem bananowca. Jak się później okaże, jest to specjalnie przygotowana dla nas niespodzianka.
Sympatyczny „strażnik gospodarstwa“
Roberto wita się z gospodynią
Domingo ubiera na powitanie odświętne ozdoby. Jego głowę dekoruje kolorowy pióropusz, a na szyi zawieszone ma korale z nasion i orzechów
Nasza gospodyni Mercedes
Gospodarze przygotowują dla nas skromny posiłek. Pragniemy jednak uszanować ich gościnność i nie pozostawać bezczynni, dlatego z chęcią angażujemy się w pomoc przy przygotowaniach. Mercedes prowadzi nas do pobliskiego ogrodu, gdzie wykopujemy maniok niezbędny do obiadu. W ogrodzie Roberto pokazuje nam interesujący krzew – arnotę właściwą.
Arnota właściwa lub drzewko orleańskie
Arnota stosowana jest głównie ze względu na barwnik zawarty w miąższu otaczającym nasiona. Barwnik biksyna jest wykorzystywany powszechnie w przemyśle spożywczym do barwienia produktów żywnościowych, jak na przykład margaryny, popcornu czy żółtych serów.
Służy również, jako składnik Achiote – indiańskiego mazidła odstraszającego moskity. Mazidło powstaje w wyniku roztarcia nasionek i wymieszaniu ich z tłuszczem zwierzęcym (np. łojem tapira). To właśnie z tego powodu pierwsi biali, którzy „odkrywali“ Amerykę Południową nazywali tubylców „czerwonoskórzy“.
Roberto maluje wzory na twarzy Fernando
Na „wojennej ścieżce“
Po oprawieniu ryb i natarciu solą, mAT zawija je w liście bananowca. Roberto w tym czasie ujawnia nam swoją niespodziankę – Chontacuros, czyli grube, czterocentymetrowe, białe larwy Kornika palmowego, uchodzące wśród Indian za wyjątkowy rarytas. Ich przygotowanie spoczywa również w zakresie obowiązków mAT'a, ale ja pomagam jak tylko potrafię.
Posiłek składa się ze świeżo złowionych ryb, bananów warzywnych, manioku oraz niespodzianki, którą przygotował Roberto
Chontacuros nazywane rownież Mayones
Musze przyjrzeć się tej sprawie z bliska
Szaszłyk z Chontacuros. Chitynowe łebki są niejadalne
Jeszcze tylko osolić i naciąć
Taka forma gotowania w liściach nazywa się Maito. Potrawy dostają specyficznego aromatu
Po ugotowaniu Maniok zostaje ubity na purée
Roberto porcjuje larwy
Po bardzo smacznych, ale pełnych ości rybach podawanych z maniokiem i słodkim, upieczonym bananem, kończymy posiłek „deserem“ z grillowanych Chontacuros. Gruba skórka smakuje trochę jak guma do żucia, natomiast środek jest miękki i praktycznie bezsmakowy – przypomina kiepską parówkę. Roberto informuje, że larwy są doskonałym źródłem białka oraz mają działanie przeciwastmatyczne.
Domingo i ja
Po południu Roberto zaprasza nas do samodzielnego przygotowania najprawdziwszej i najoryginalniejszej czekolady!
To jest ziarno kakaowe
Stale mieszając prażymy ziarna na ogniu, aby się nie przypaliły
Do przenoszenia gorących naczyń, Indianie używają pewnego rodzaju liści, które bardzo dobrze izolują ciepło.
Liść izolujący ciepło
Razem z Moją Basią mielę uprażone ziarna kakaowe. To bardzo ciężka praca, więc sam nie daję sobie rady. Czekolada jest oczywiście gorzka, dlatego podczas mielenia dodajemy spore ilości cukru.
A oto najczystsza czekolada!
Mniam, mniam….czekoooollllada!
Fernando prosi o dodatkową porcję cukru
Dzisiaj jest wigilia i z tej okazji kuchnia przygotowuje uroczystą i bardzo smaczną kolację – pieczeń z indyka. Prezentów nie ma – zresztą po co? przecież ja jestem największym prezentem moich „niepluszowych“. 😋
„Największy prezent“ pod choinką
Bożonarodzeniowy wieczór spędzam w towarzystwie papugi – Amazonki małej. Ma na imię Yolanda i jest już właściwie stałym mieszkańcem Lodge. Najczęściej przesiaduje w barze, gdzie może liczyć na różne smakołyki, ale kiedy potrzebuje odrobiny odosobnienia, odlatuje na pobliskie drzewa.
Yolanda i ja
Wiele rodzin osiedlonych wzdłuż brzegów rzeki zajmuje się poszukiwaniem złota. Najtragiczniejszym aspektem tego rzemiosła jest fakt, że do wychwytywania z osadów złotego pyłu używana jest rtęć. Złoto rozpuszcza się w rtęci, tworząc amalgamat. Taka metoda jest często stosowana przez indywidualnych poszukiwaczy, co zawsze prowadzi do poważnego zanieczyszczenia środowiska. Osoby zajmujące się przepłukiwaniem złota nie odzyskują rtęci poprzez destylację. Amalgamat jest podgrzewany w otwartych naczyniach za pomocą palników. Rtęć odparowuje do otoczenia, a w zimne noce skrapla się w pobliskim środowisku, co prowadzi do zanieczyszczenia znacznych obszarów ziemi, rzek oraz ludzi. Szacuje się, że 20–30 procent światowego wydobycia złota pochodzi od indywidualnych poszukiwaczy lub przepłukiwaczy, a nie z metod przemysłowych.
Mały Wilter pomaga swojej ciotce Rosie w przepłukiwaniu złota. Wilter pracuje właśnie na swojej zmianie, po której zakończeniu zostanie zastąpiony przez innego członka rodziny.
Wilter
Wilter przynosi piasek i żwir z ławicy rzecznej do nurtu...
…, w którym Rosa go przepłukuje
Po wypłukaniu w misce pozostaje złoty pył
W asyście Roberto ponownie wyruszamy w głąb dżungli. Wprawne oko urodzonego tutaj Indianina potrafi dostrzegać wszelkie zmiany w otoczeniu, podczas gdy my jesteśmy jak małe dzieci, które nie zdają sobie sprawy z tego, co dzieje się wokół. Roberto zauważa leżącego w liściach Boa Constrictor'a, który właśnie połyka upolowaną wcześniej Pakę. Wąż jest tak doskonale zakamuflowany wśród liści, że gdyby nie Roberto, spokojnie przeszlibyśmy obok tego trzymetrowego gada, nie zauważając, że leży u naszych stóp.
Boa połykający Pakę
Zatrzymujemy się przy nim na dłuższą chwilę, głaszcząc jego skórę. Wyraźnie czuje się poirytowany, ponieważ zaczyna powoli wypluwać swoją przekąskę. Każdy wąż w momencie połykania zdobyczy jest całkowicie bezbronny. Nie chcemy, aby pozostał głodny, więc Roberto ponownie przykrywa go liśćmi i oddalamy się cicho.
Jego skóra jest bardzo miła w dotyku. Sucha, gładka i chłodna
Roberto ścina lianę z rodzaju jaskrowców. Wyciąg z kory tej rośliny służy do wytwarzania powszechnie znanej trucizny nazywanej kurarą. Jej właściwości trujące dotyczą tylko sytuacji, gdy substancja dostanie się bezpośrednio do krwiobiegu. Spożycie kurary jest nieszkodliwe, ponieważ nie jest wchłaniana przez przewód pokarmowy. Dzięki temu zdobycz upolowana za pomocą zatrutych kurarą strzał może być spożywana bez obaw.
Liana, z której Indianie wytwarzają kurarę
Ten owoc lub nasienie ma bardzo twarde kolce i Indianie używają go do czesania włosów
Niezwykle ciekawy pobyt w ekwadorskim dorzeczu Amazonki mija stanowczo za szybko. Bardzo chętnie pozostalibyśmy w Yachana nieco dłużej, korzystając z lekcji biologii i zoologii prowadzonych przez Roberto. Ale przecież kolejne, interesujące przeżycia stoją jeszcze przed nami. Zatem z łezką w oku żegnamy się z naszym przewodnikiem i wyruszamy w dalszą podróż.
Ingapirca (w języku Keczua: „mur Inków“) jest najważniejszym inkaskim stanowiskiem archeologicznym w Ekwadorze i prawdopodobnie najdalej na północ położoną osadą w ich imperium. Dokładne znaczenie tego miejsca, opisanego przez hiszpańskich kronikarzy jako „zamek“ (castillo), wciąż pozostaje nie do końca zrozumiane. Widomo jest, że była to nie tylko twierdza, ale również miejsce kultu ludu Kañari, później używane i rozszerzone przez Inków. Budowa z wielokątnych bloków kamiennych, bez użycia zaprawy, jest podobna do ruin Inków znajdujących się w Peru. Kompleks obejmuje między innymi świątynię słońca, obserwatoria słońca i księżyca, magazyny, rytualne łaźnie, grobowce, ulice i place.
Fernando i ja
Skalny kalendarz słoneczny. Poprzez wkładanie odpowiednich przedmiotów w otwory w kamieniu, śledzony był przebieg gwiazd i określane pory roku
Droga Inków
Eliptyczna świątynia słońca
Budowa bez użycia zaprawy z wielokątnych bloków kamiennych jest podobna do ruin Inków znajdujących się w Peru
W niszach świątynnych murów stały niegdyś posągi bóstw
Eddy informuje nas, że miasto Cuenca znane jest między innymi z produkcji kapeluszy. Co ciekawe, nie chodzi tu o jakieś lokalne wyroby, lecz o powszechnie znane na świecie kapelusze panamskie.
– Co proszę? Burczę z niedowierzaniem pod nosem. Przecież jesteśmy w Ekwadorze, a nie w Panamie…
– Jak najbardziej! Kapelusz panamski, mimo swojej nazwy, pochodzi z Ekwadoru. Jego nazwa przyjęła się w czasie budowy Kanału Panamskiego, kiedy zyskał ogromną popularność w Stanach Zjednoczonych – tłumaczy Eddy.
A to ci dopiero historia. 😮 To zupełnie tak, jak z ruskimi pierogami, które są nieznane w Rosji, fasolką po bretońsku, o której w Bretanii nikt nawet nie słyszał, czy makowcem japońskim, o którego istnieniu Japończycy nie mają pojęcia – dziwny jest ten świat.
W Cuenca znajduje się kilka manufaktur kapeluszy, ale chyba najbardziej znaną i dobrze przygotowaną na wizyty turystów jest Homero Ortega. Warto dodać, że znajduje się w niej również część muzealna, która prezentuje tradycyjne metody produkcji kapeluszy, które wówczas zapewne nie były jeszcze znane jako panamskie.
Ręczne wyplatanie Kapelusza Panamskiego
Gotowe, ale jeszcze nieuformowane „plecionki“
Wystawa w muzeum. W taki sposób formowano dawniej Kapelusze Panamskie
Dzisiaj kapelusze formowane są w specjalnych maszynach, za pomocą pary wodnej
Te miłe panie wykańczają rondo kapeluszy i przyszywają tasiemki lub inne ozdoby w zależności od fasonu
Zauważam figurki i lalki wystawione na sprzedaż, które mają nałożone na głowy słomkowe kapelusiki. Myślę wtedy, że z pewnością produkuje się również rozmiary na moją głowę, więc natychmiast dzielę się tym spostrzeżeniem z moimi „niepluszowymi“. Rzeczywiście! Sympatyczna sprzedawczyni rozkłada przed nami całą malutką kolekcję, a po serii przymiarek dostaję prawdziwy „słomkowiec“.
Mój własny „słomkowiec“
Zajmujący powierzchnię prawie 29 000 hektarów, Park Narodowy El Cajas położony jest na wysokości od 3 100 do 4 450 metrów nad poziomem morza. Obszar ten obejmuje około 270 jezior i stawów. El Cajas jest klasyfikowany jako rezerwat ptaków, zwłaszcza jako siedlisko ptactwa wodnego. Wyruszamy na wędrówkę po zjawiskowym, pagórkowatym terenie pokrytym roślinnością tundry.
Parque Nacional El Cajas
Na terenie parku odkryto ślady 96 osad ludu Kañari z okresu przedinkaskiego. Stara droga Inków, przebiegająca przez obszar El Cajas, pozostała w dużej mierze w swoim pierwotnym stanie.
Droga Inków
W Cajas znajduje schronienie wiele endemicznych i zagrożonych gatunków zwierząt. Szczególnie godne uwagi są Kondory olbrzymie, których w Ekwadorze żyje tylko około 80 sztuk.
Miasto Cuenca, słynące z urokliwej kolonialnej architektury, jest trzecim co do wielkości miastem w Ekwadorze oraz jednym z najważniejszych centrów kulturalnych i historycznych tego kraju.
Wierze kościoła Świętego Wieczernika
Plac Kwiatowy
Plac i kościół Świętego Franciszka z XIX wieku
Kościół Iglesia del Sagrario powszechnie określany jest jako stara katedra. Był głównym miejscem kultu w czasie hiszpańskiej kolonizacji
Nowa katedra przejęła funkcję pobliskiej starej katedry, kiedy ta stała się zbyt mała. Prace budowlane rozpoczęły się w 1885 roku i trwały prawie cały wiek
W okresie noworocznym w Ekwadorze panują inne zwyczaje i tradycje niż w Polsce. Już kilka dni przed Sylwestrem formowane są kukły z papier-mâché, które osiągają wysokość nawet kilku metrów. Ubierane są w stare ubrania i szmaty, symbolizując Año Viejo, czyli stary rok. Najczęściej przedstawiają znane osoby, takie jak politycy, piosenkarze, aktorzy czy postacie z filmów animowanych. Niektórzy wkładają dużo wysiłku i pieniędzy w wykonanie takich lalek. Organizowane są nawet konkursy na najładniej wykonaną kukłę Año Viejo.
Wszystkie negatywne wydarzenia, które miały miejsce w kończącym się roku, zostają spisane na kartce. Następnie umieszczana jest ona w kieszeni spodni lub koszuli własnej kukły. Równo o północy lalki, razem ze wszystkimi negatywnymi wspomnieniami minionego roku, są palone na ulicach, symbolicznie kończąc stary rok.
Podobnie jak w Hiszpanii, istnieje rownież tradycja jedzenia 12 winogron o północy. Każde jedno winogrono symbolizuje jeden miesiąc i przy każdym z nich można sobie życzyć spełnienia jednego marzenia.
Istnieje także tradycja spacerowania z pustą walizką wokół bloku, co ma zapewnić przygody i podróże w nadchodzącym Nowym Roku.
Jeszcze jedną interesującą tradycją w Ekwadorze jest zwyczaj, w ramach którego mężczyźni przebierają się za kobiety, udając wdowy proszące o wsparcie finansowe. Mężczyźni wcielający się w rolę wdów zachowują się przy tym wesoło, całkowicie różniąc się od stereotypowego wizerunku kobiet w żałobie. Z humorem starają się zebrać pieniądze na „pogrzeb zmarłego męża“.
Mężczyzna przebrany za wesoło tańczącą wdowę zbiera pieniądze na „pogrzeb zmarłego męża“. Na ramieniu ma zawieszony magnetofon, z którego wydobywa się skoczna i głośna muzyka, do której rytmu podskakuje
Formowanie kukły Año Viejo w Ekwadorze jest tak popularne, jak ubieranie choinki bożonarodzeniowej w Polsce. Oczywiście nie wszyscy mają wystarczające umiejętności ani czas, aby stworzyć swoją własną lalkę, ale każdy może kupić gotowy, prosty korpus na targu i dopasować do niego maskę według własnych upodobań.
Korpusy Año Viejo z masowej produkcji
Gotowe kukły i maski niekoniecznie są dziełem utalentowanych artystycznie twórców
Mija ostatni dzień na kontynencie i nadchodzi czas pożegnania z Eddy'm, Chari, Luisą i Fernando. Wykwintna, wspólna kolacja na zakończenie podroży zamyka nasz pobyt na stałym lądzie. W dalszym ciągu pozostajemy w granicach Ekwadoru, ale rano lecimy na oddaloną około 1000 kilometrów od kontynentu Isla Baltra w archipelagu Galapagos.
Ekwador, ze względu na swoją niezwykłą różnorodność geograficzną, topograficzną, klimatyczną i etniczną, jest z pewnością jednym z najbardziej fascynujących krajów na naszej planecie. Nasze podróżnicze przeżycia, które na długo pozostaną w mojej pamięci, przekroczyły wszelkie wyobrażenia. Cieszę się ogromnie, że za sprawą przypadku nasz wybór padł właśnie na ten malowniczy i często niedoceniany zakątek świata.
Klocek
Przeczytaj ciąg dalszy podroży » Wyspy Galapagos